Przemyskie Pogórza błotem usłane
Trasa na mapie wyglądała na dość długą i z racji na nieznajomość terenu nie wiedziałem czy damy radę całą przejechać:) Doświadczenie sprzed tygodnia robiło swoje, więc od razu stwierdziłem że w razie dramatu czasowego szybki powrót do auta bym znów nie musiał jechać po nocach utyrany.
Zapakowaliśmy żabę po 7 w Rzeszowie i byliśmy przed 9 pod cmentarzem w Przemyślu. Przemyśl przywitał mistrz pogodą na rower, koło 20st, zero wiatru i słońce:)
Czerwony szlak
Ruszyliśmy pod górkę serpentynką wzdłuż cmentarza w kierunku Kopca Tatarskiego i czerwonego szlaku prowadzącego do Birczy. Po drodze wyłaniała się fajna panoramka ładnie położonego Przemyśla. Dobra rozgrzewka dla nóg:)
Kopiec Tatarski - Trochę taka Rawka:)
Następnie minęliśmy górną stację wyciągu narciarskiego i tutaj wbiliśmy na szlak. Po chwili cywilizacja została za nami i dopadliśmy mistrzowski szuterek przez zbocze wzgórza Kruhel. Już na samym początku zjechaliśmy fajnym zjazdem w kierunku lasu Pikulickiego.
Widok na południe
Las Pikulicki
W lesie kilka podjazdów i zjazdów po nawierzchni raz szutrowej raz żwirowej która w niektórych miejscach rzucała jak piachy w Borze:) Po drodze żadnych widoków i ciekawych miejsc, sama czysta frajda z jazdy!:)
Podjazd na Szybienicę
Po dobrym szuterku przyszedł czas na zjazd na niebieski szlak. Jest to ten sam szlak który rozpoczyna się w Rzeszowie na osiedlu Biała:) Początek zachęcał i sprawiał wrażenie dobrego singla ale...
Niebieski szlak na rozwidleniu z czerwonym
No ale... jak to bywa w lasach początkowy fajny singiel przerodził się na usłany drzewami rozjechany szlak:) Na szczęście po chwili ten syf się skończył i mogliśmy drzeć pięknym błotnistym szlakiem w kierunku Szybienicy:) Po drodze było kilka zjazdów ale głównie się wspinaliśmy niewiele schodząc z rowerów.
Gdzieś w połowie podjazdu
Sama końcówka podjazdu była dość sztywna ale do podjechania na młynku. Po wyjechaniu z lasu tunelem z drzew, swoistymi drzwiami do lasu ukazał się taki o to widok!
Widok z Szybienicy, później tam podjeżdżaliśmy:)
I kolejny w stronę Ukrainy
Nasz szlak
Oczywiście wybraliśmy to miejsce na lekką przerwę i jakieś śniadanie. W tym miejscu już powoli zaczęły się obawy że będzie słabo przejechać całą zaplanowaną trasę:) Ale bez ciśnień, to miała być wycieczka bardziej turystyczna niż ogień i liczenie kilometrów w terenie...
Koniusza, Gruszowa, Huwniki
Zjazd z Szybienicy był przezajebisty! Słabo wyjeżdżoną drogą po łące na pełnej prędkości a dookoła kolorowo od kwiatków i przetrzeń... miazga! Dojechaliśmy do jakiś zabudowań i po lekkim błądzeniu trafiliśmy na hodowlę...
...saren?:)
W Koniuszy trochę musieliśmy przystopować Pawła na zjeździe bo się trochę zapędził i nie myślał się zatrzymać przy odpowiednim skręcie:) Odbiliśmy pod zabytkowy drewniany kościół z 1901 r. za którym czekał nas podjazd po łące z fotki powyżej:) Droga nie przetarta ale dobrze oznaczona na jakiś słupkach i ambonie myśliwskiej więc bez problemów wdrapaliśmy się na górę. Dało się jechać ale po trawsku po kolana :)
Po przejechaniu krótkiego singla w lesie wyłonił się nasz nie tak odległy cel...
Kalwaria Pacławska. Widok z Gruszowej
Przejechaliśmy szybko małą Gruszową i kierunek na leśne wzniesienie Huwnicka. Na początku pojechaliśmy środkiem pola... była dobra droga ale szlak prowadził przy lesie jakimś syfem. Trochę nas to zgubiło ale w lesie zaliczyliśmy dobry zjazd po fajnych leśnych ścieżkach. Okazało się że zaczynamy się wracać... a obok jakieś jary, potoki i ogólnie zarośla po szyję... Znalazłem jakąś drogę prowadzącą w dobrym kierunku lecz po chwili okazała się zarośnięta kompletnie... Syf kiła i mogiła. GPS poratował sytuację i po walce z jakimiś ostrymi krzaczorami wyjechaliśmy (a będąc dokładnym wyszliśmy:D) na jakąś polankę. Tam dorwaliśmy jeden z bardziej szalonych zjazdów dnia:) Była to przejechana z raz droga przez jakiś traktor czy cokolwiek (miał misję chłop tycząc tę drogę) po wysokiej trawie. Pod spodem było twardo a pod koniec tej jazdy łąką wśród trawy sięgającej kierownicy wjechaliśmy na serpentynkowy zjazd drogą leśną:) Nie przejmując się zbytnio darłem w dół bez większego hamowania nie wiedząc co jest pod kołami:)
Zjazd kończył się w Huwnikach gdzie dopadliśmy sklep w którym co niektórzy uzupełnili wysuszone bukłaki:)
Kalwaria Pacławska i Połoninki
Po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy asfaltem w kierunku podjazdu na Kalawrię. Ominęliśmy niebieski szlak bo na mapie wyglądał tak jakby to miała być prawdziwa Golgota:) Po przeprawie w bród przez Wiar zaczął się stromy szutrowy ale super widokowy podjazd. Miało nie być Golgoty a była:) Młynek przez dłuższy czas aż ukazał się upragniony widok:)
Wieżyczki
Masyw Suchego Obycza
Landszafcik...
Kawałek podjazdu
W Kalwarii długo nie zabalowaliśmy, koło Sanktuarium Męki Pańskiej same autokary, turyści i stragany z jakimś badziewiem.
Sankutarium
W Kalwarii jeden z fullów naszej ekipy się lekko rozkraczył więc konieczny był serwis:) Ale wśród takich widoków można robić postoje...
Po lewej kawałek Połoninek Kalwaryjskich - Żytne
Jadąc w kierunku Połoninek mijamy czterech rowerzystów a same Połoninki witają nas zakazem wjazdu i tabliczką "teren prywatny". Nosz kurde! a szlak dalej ładnie oznaczony i prowadzący piękną suchą drogą przez łąki... Jedziemy!
Po drodze mijamy patrol SG, w końcu Ukraina kilometr od nas:) A dalej już dzicz i piękne widoki! Masakra nie do opisania a fotki tego nie oddają...
Ukraina:)
Też...
Połoninki Kalwaryjskie
Dalej niebieski szlak prowadził zjazdem po nawierzchni jak z fotki wyżej. Znów przestrzeń prędkość i widoczki. Niestety Tomek łapie kapcia na tym zjeździe i konieczny jest szybki serwis:) Po uporaniu się z dętką, myślami o rzuceniu MTB ruszyliśmy w kierunku wysiedlonej wsi Paportno w której znajduje się stary zniszczony cmentarz...
Groby wśród łąk
Niestety nie udało się odczytać dat z pomników, można zauważyć tylko pojedyncze słowa napisane Cyrylicą.
Suchy Obycz, Arłamów
Podjazd pod Suchy Obycz to stara zniszczona droga asfaltowa wśród lasu. Czasem i taki podjazd się przydaje na trochę relaksu od błota i wertepów:) Jednak był trochę zmulony i w ciszy wdrapywaliśmy się aż pod szczyt Suchego Obycza. Szlak nie biegnie przez sam wierzchołek lecz koło 100m od niego. Nie było żadnej ścieżki itd a że jest to szczyt zalesiony olaliśmy go i pokierowaliśmy się w kierunku Arłamowa. W Arłamowie przywitały nas Połoninki Arłamowskie z szeroką panoramą na Ukrainę. Za to nie przywitał nas hotel i ośrodek narciarski który chciałem zobaczyć bo...
Nie to nie... :)
Rozsiedliśmy się na placu koło drogi by wszamać coś na ciepło:)
Kuchnia na wzgórzu Wierch:)
Widoki z kuchni:)
Robota idzie z gazem...:)
Po obiedzie ruszyliśmy miłym zjazdem asfaltowym w kierunku pasma Jamnej
Odwrót spod Jamnej :)
Na Jamną z niebieskiego szlaku odbija szlak zieolony... Po przygodach z zielonym szlakiem w rejonie Kanasiówki w Beskidzie Niskim ten zachęcał do jazdy:)
Zielony szlak
O jakże by było miło gdyby po jakimś kilometrze nie zaczął się syf błoto po kolana i ogólna padaka:) Szlak zaczął przybierać taką formę:
Błoto... błoto i jeszcze więcej bagien...
Co najlepsze przed wjazdem do lasu z pięknego szutru była tabliczka prosząca o nie schodzenie ze szlaku, nie hałasowanie itd... Jak to się ma do tego że droga jest rozjechana przez ciężki sprzęt to nie wiem... patologia! Co do samego błota... myślę że w niektórych miejscach to ono tam jest non stop gdyż w kałużach życie rozwija się jak w stawach:)
Kijanek było tysiące:)
No nic.. brnęliśmy w ten syf, było trochę z górki ale dało się mniej więcej jechać... czasem po kałużach czasem po błocie a czasem bokiem żeby się nie utopić... Jakby tego było mało dwa razy zagrzmiało, ściemniło się i zaczął lać deszcz... Krótka ulewa którą przeczekaliśmy pod jakimś drzewem się skończyła ale morale spadły i postanowiliśmy spierdzielać do asfaltu jak Napoleon spod Moskwy. W sumie dochodziła 18 a my przejechaliśmy (haha) z 1/4 pasma Jamnej... W niektórych miejscach już nie myśląc logicznie tylko uciekając z tego syfu zdarzyło mi się zapaść po kolana w bagnie... gdyby nie rower to nie miałbym jak się "wyciągnąć":)
Powrót do Przemyśla
Po dotarciu na asfaltową drogę obraliśmy najkrótszy wariant powrotu... Asfalty był mokre i zrobiło się trochę zimno... Wróciliśmy się pod ośrodek w Arłamowie i następnie długim zjazdem stoczyliśmy się do Makowej gdzie deszczu to pewnie nie było bo wszędzie susza... No jak pech to pech:)
Dalej przez Huwniki, serpentynkami do Aksmanic. W Kłokowicach dopadliśmy sklep w którym chyba kręcono Big Brothera bo kamer mieli więcej niż w hipermarkecie:) Dalej raz w słońcu raz w deszczu, przy zachodzącym słońcu i tęczy dotarabaniliśmy się do Przemyśla.
Tęcza nad Ukrainą:)
W Przemyślu trochę błądziliśmy szukając myjki samoobsługowej i dlatego przebieg różni się od tego na mapie. Mimo przygód na Jamnej w pełni zadowoleni z traski wyjechaliśmy z Przemyśla koło 21.
Pogórze Przemyskie się spodobało, dało w dupę i zachęciło do powrotów:) Następnym razem dokończymy to co nie zostało przejechane, czyli rejony Trójcy, Birczy i Krasiczyna.
Więcej fotek
Wpis u Pawła
Wpis u Tomka
P.S. Możliwe że złożę jakiś filmik to się nim tu podzielę lub w następnym wpisie!