Przemyskie Pogórza błotem usłane

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(7)
Kolejna wycieczka typu "poznaj nowe tereny" :) Po poprzedniej sobocie kiedy to przejechałem jedną z najbardziej masakrujących tras jakie miałem okazję jechać teraz padło na Pogórze Przemyskie. Tym razem planowaniem trasy zajął się Tomek. Pojechał też z nami Paweł

Trasa na mapie wyglądała na dość długą i z racji na nieznajomość terenu nie wiedziałem czy damy radę całą przejechać:) Doświadczenie sprzed tygodnia robiło swoje, więc od razu stwierdziłem że w razie dramatu czasowego szybki powrót do auta bym znów nie musiał jechać po nocach utyrany.

Zapakowaliśmy żabę po 7 w Rzeszowie i byliśmy przed 9 pod cmentarzem w Przemyślu. Przemyśl przywitał mistrz pogodą na rower, koło 20st, zero wiatru i słońce:)

Czerwony szlak

Ruszyliśmy pod górkę serpentynką wzdłuż cmentarza w kierunku Kopca Tatarskiego i czerwonego szlaku prowadzącego do Birczy. Po drodze wyłaniała się fajna panoramka ładnie położonego Przemyśla. Dobra rozgrzewka dla nóg:)


Kopiec Tatarski - Trochę taka Rawka:)

Następnie minęliśmy górną stację wyciągu narciarskiego i tutaj wbiliśmy na szlak. Po chwili cywilizacja została za nami i dopadliśmy mistrzowski szuterek przez zbocze wzgórza Kruhel. Już na samym początku zjechaliśmy fajnym zjazdem w kierunku lasu Pikulickiego.


Widok na południe


Las Pikulicki

W lesie kilka podjazdów i zjazdów po nawierzchni raz szutrowej raz żwirowej która w niektórych miejscach rzucała jak piachy w Borze:) Po drodze żadnych widoków i ciekawych miejsc, sama czysta frajda z jazdy!:)

Podjazd na Szybienicę

Po dobrym szuterku przyszedł czas na zjazd na niebieski szlak. Jest to ten sam szlak który rozpoczyna się w Rzeszowie na osiedlu Biała:) Początek zachęcał i sprawiał wrażenie dobrego singla ale...


Niebieski szlak na rozwidleniu z czerwonym

No ale... jak to bywa w lasach początkowy fajny singiel przerodził się na usłany drzewami rozjechany szlak:) Na szczęście po chwili ten syf się skończył i mogliśmy drzeć pięknym błotnistym szlakiem w kierunku Szybienicy:) Po drodze było kilka zjazdów ale głównie się wspinaliśmy niewiele schodząc z rowerów.


Gdzieś w połowie podjazdu

Sama końcówka podjazdu była dość sztywna ale do podjechania na młynku. Po wyjechaniu z lasu tunelem z drzew, swoistymi drzwiami do lasu ukazał się taki o to widok!


Widok z Szybienicy, później tam podjeżdżaliśmy:)


I kolejny w stronę Ukrainy


Nasz szlak

Oczywiście wybraliśmy to miejsce na lekką przerwę i jakieś śniadanie. W tym miejscu już powoli zaczęły się obawy że będzie słabo przejechać całą zaplanowaną trasę:) Ale bez ciśnień, to miała być wycieczka bardziej turystyczna niż ogień i liczenie kilometrów w terenie...

Koniusza, Gruszowa, Huwniki

Zjazd z Szybienicy był przezajebisty! Słabo wyjeżdżoną drogą po łące na pełnej prędkości a dookoła kolorowo od kwiatków i przetrzeń... miazga! Dojechaliśmy do jakiś zabudowań i po lekkim błądzeniu trafiliśmy na hodowlę...


...saren?:)

W Koniuszy trochę musieliśmy przystopować Pawła na zjeździe bo się trochę zapędził i nie myślał się zatrzymać przy odpowiednim skręcie:) Odbiliśmy pod zabytkowy drewniany kościół z 1901 r. za którym czekał nas podjazd po łące z fotki powyżej:) Droga nie przetarta ale dobrze oznaczona na jakiś słupkach i ambonie myśliwskiej więc bez problemów wdrapaliśmy się na górę. Dało się jechać ale po trawsku po kolana :)
Po przejechaniu krótkiego singla w lesie wyłonił się nasz nie tak odległy cel...


Kalwaria Pacławska. Widok z Gruszowej

Przejechaliśmy szybko małą Gruszową i kierunek na leśne wzniesienie Huwnicka. Na początku pojechaliśmy środkiem pola... była dobra droga ale szlak prowadził przy lesie jakimś syfem. Trochę nas to zgubiło ale w lesie zaliczyliśmy dobry zjazd po fajnych leśnych ścieżkach. Okazało się że zaczynamy się wracać... a obok jakieś jary, potoki i ogólnie zarośla po szyję... Znalazłem jakąś drogę prowadzącą w dobrym kierunku lecz po chwili okazała się zarośnięta kompletnie... Syf kiła i mogiła. GPS poratował sytuację i po walce z jakimiś ostrymi krzaczorami wyjechaliśmy (a będąc dokładnym wyszliśmy:D) na jakąś polankę. Tam dorwaliśmy jeden z bardziej szalonych zjazdów dnia:) Była to przejechana z raz droga przez jakiś traktor czy cokolwiek (miał misję chłop tycząc tę drogę) po wysokiej trawie. Pod spodem było twardo a pod koniec tej jazdy łąką wśród trawy sięgającej kierownicy wjechaliśmy na serpentynkowy zjazd drogą leśną:) Nie przejmując się zbytnio darłem w dół bez większego hamowania nie wiedząc co jest pod kołami:)
Zjazd kończył się w Huwnikach gdzie dopadliśmy sklep w którym co niektórzy uzupełnili wysuszone bukłaki:)

Kalwaria Pacławska i Połoninki

Po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy asfaltem w kierunku podjazdu na Kalawrię. Ominęliśmy niebieski szlak bo na mapie wyglądał tak jakby to miała być prawdziwa Golgota:) Po przeprawie w bród przez Wiar zaczął się stromy szutrowy ale super widokowy podjazd. Miało nie być Golgoty a była:) Młynek przez dłuższy czas aż ukazał się upragniony widok:)


Wieżyczki


Masyw Suchego Obycza


Landszafcik...


Kawałek podjazdu

W Kalwarii długo nie zabalowaliśmy, koło Sanktuarium Męki Pańskiej same autokary, turyści i stragany z jakimś badziewiem.


Sankutarium

W Kalwarii jeden z fullów naszej ekipy się lekko rozkraczył więc konieczny był serwis:) Ale wśród takich widoków można robić postoje...


Po lewej kawałek Połoninek Kalwaryjskich - Żytne

Jadąc w kierunku Połoninek mijamy czterech rowerzystów a same Połoninki witają nas zakazem wjazdu i tabliczką "teren prywatny". Nosz kurde! a szlak dalej ładnie oznaczony i prowadzący piękną suchą drogą przez łąki... Jedziemy!
Po drodze mijamy patrol SG, w końcu Ukraina kilometr od nas:) A dalej już dzicz i piękne widoki! Masakra nie do opisania a fotki tego nie oddają...


Ukraina:)


Też...


Połoninki Kalwaryjskie

Dalej niebieski szlak prowadził zjazdem po nawierzchni jak z fotki wyżej. Znów przestrzeń prędkość i widoczki. Niestety Tomek łapie kapcia na tym zjeździe i konieczny jest szybki serwis:) Po uporaniu się z dętką, myślami o rzuceniu MTB ruszyliśmy w kierunku wysiedlonej wsi Paportno w której znajduje się stary zniszczony cmentarz...


Groby wśród łąk


Niestety nie udało się odczytać dat z pomników, można zauważyć tylko pojedyncze słowa napisane Cyrylicą.

Suchy Obycz, Arłamów

Podjazd pod Suchy Obycz to stara zniszczona droga asfaltowa wśród lasu. Czasem i taki podjazd się przydaje na trochę relaksu od błota i wertepów:) Jednak był trochę zmulony i w ciszy wdrapywaliśmy się aż pod szczyt Suchego Obycza. Szlak nie biegnie przez sam wierzchołek lecz koło 100m od niego. Nie było żadnej ścieżki itd a że jest to szczyt zalesiony olaliśmy go i pokierowaliśmy się w kierunku Arłamowa. W Arłamowie przywitały nas Połoninki Arłamowskie z szeroką panoramą na Ukrainę. Za to nie przywitał nas hotel i ośrodek narciarski który chciałem zobaczyć bo...


Nie to nie... :)

Rozsiedliśmy się na placu koło drogi by wszamać coś na ciepło:)


Kuchnia na wzgórzu Wierch:)


Widoki z kuchni:)


Robota idzie z gazem...:)

Po obiedzie ruszyliśmy miłym zjazdem asfaltowym w kierunku pasma Jamnej

Odwrót spod Jamnej :)

Na Jamną z niebieskiego szlaku odbija szlak zieolony... Po przygodach z zielonym szlakiem w rejonie Kanasiówki w Beskidzie Niskim ten zachęcał do jazdy:)


Zielony szlak

O jakże by było miło gdyby po jakimś kilometrze nie zaczął się syf błoto po kolana i ogólna padaka:) Szlak zaczął przybierać taką formę:


Błoto... błoto i jeszcze więcej bagien...

Co najlepsze przed wjazdem do lasu z pięknego szutru była tabliczka prosząca o nie schodzenie ze szlaku, nie hałasowanie itd... Jak to się ma do tego że droga jest rozjechana przez ciężki sprzęt to nie wiem... patologia! Co do samego błota... myślę że w niektórych miejscach to ono tam jest non stop gdyż w kałużach życie rozwija się jak w stawach:)


Kijanek było tysiące:)

No nic.. brnęliśmy w ten syf, było trochę z górki ale dało się mniej więcej jechać... czasem po kałużach czasem po błocie a czasem bokiem żeby się nie utopić... Jakby tego było mało dwa razy zagrzmiało, ściemniło się i zaczął lać deszcz... Krótka ulewa którą przeczekaliśmy pod jakimś drzewem się skończyła ale morale spadły i postanowiliśmy spierdzielać do asfaltu jak Napoleon spod Moskwy. W sumie dochodziła 18 a my przejechaliśmy (haha) z 1/4 pasma Jamnej... W niektórych miejscach już nie myśląc logicznie tylko uciekając z tego syfu zdarzyło mi się zapaść po kolana w bagnie... gdyby nie rower to nie miałbym jak się "wyciągnąć":)

Powrót do Przemyśla

Po dotarciu na asfaltową drogę obraliśmy najkrótszy wariant powrotu... Asfalty był mokre i zrobiło się trochę zimno... Wróciliśmy się pod ośrodek w Arłamowie i następnie długim zjazdem stoczyliśmy się do Makowej gdzie deszczu to pewnie nie było bo wszędzie susza... No jak pech to pech:)
Dalej przez Huwniki, serpentynkami do Aksmanic. W Kłokowicach dopadliśmy sklep w którym chyba kręcono Big Brothera bo kamer mieli więcej niż w hipermarkecie:) Dalej raz w słońcu raz w deszczu, przy zachodzącym słońcu i tęczy dotarabaniliśmy się do Przemyśla.


Tęcza nad Ukrainą:)

W Przemyślu trochę błądziliśmy szukając myjki samoobsługowej i dlatego przebieg różni się od tego na mapie. Mimo przygód na Jamnej w pełni zadowoleni z traski wyjechaliśmy z Przemyśla koło 21.

Pogórze Przemyskie się spodobało, dało w dupę i zachęciło do powrotów:) Następnym razem dokończymy to co nie zostało przejechane, czyli rejony Trójcy, Birczy i Krasiczyna.

Więcej fotek

Wpis u Pawła
Wpis u Tomka

P.S. Możliwe że złożę jakiś filmik to się nim tu podzielę lub w następnym wpisie!

Komentarze (7)

To jest właśnie Pogórze Przemyskie :) Wydobyliście jego esencję :)

Ktoś myśli, że to tylko pogórze - więc nie może być aż takie trudne. Lecz spróbuj wjechać na mniej uczęszczany szlak lub co gorsza pchać się przez jakieś leśne ostępy... wtedy to "największe w Polsce zadupie" (jak to pisze Kundello) szybko cię skarci.
Pamiętam jak kiedyś chciałem podjechać z Szybenicy lasem na Kopystankę, też samo błoto i kałuże w efekcie byłem zmuszony wracać. A nie padało wtedy od dawna, po tych kijanka na Waszych zdjęciach widać, że są to całoroczne kałuże...

Petroslavrz 10:40 poniedziałek, 4 czerwca 2012

http://allegro.pl/kuchenka-turystyczna-campingaz-bluet-micro-plus-i2380114274.html tu masz taniej. na jakiś aukcjach widziałem kartusze 470cv za 29zł

dak 18:32 sobota, 2 czerwca 2012

Palnik osobno. Kupić to możesz w większości sklepów turystycznych. Podam taki przykład może gdzieś znajdziesz taniej http://www.wszystkowgory.pl/produkt-1160.html
Tutaj masz opis na ile wystarczają kartusze... ale jak już pewnie sprawdzałeś nie są drogie a te czasy to są podane chyba przy największym ogniu:) Bo na bank starcza na dłużej. Nawet jakby starczało na 5h to przy osiągnięciu wrzenia w 5 minut starczy na paręnaście dobrych wypadów:)

dak 18:27 sobota, 2 czerwca 2012

a ten palnik to osobno sie kupuje ? gdzie to można kupić ? potrzebne mi taki coś bo ostatnio korzystałem z żelowej kuchenki która miała wystarczyc na 2h ognia. okazalo sie ze po 15 minutach zostało połowe żelu

wlochaty 17:46 sobota, 2 czerwca 2012

Kartusze są w chyba 3 rozmiarach. ten jest średni. Powiem ci że korzystała z niego moja siostra na wyprawie parotygodniowej gdzie gotowała na nim wszystko: wodę, obiady, zupy itd codziennie. I jeszcze jest połowa albo i więcej :) Ceny nie są duże bo około 30zł za kartusz.
Waga całego zestawu koło 0,5 kg
230g kartusz (są mniejsze).
Przydatna rzecz :) Obiad podgrzewasz w 3 minuty:)

dak 19:05 środa, 30 maja 2012

na jak długo wystarcza ta kuchenka gazowa? i czy ciężkie to jest ?:)

wlochaty 18:50 środa, 30 maja 2012

Ja pamiętam tylko "Jamna! Ty *uju!" :P
Ale było prze... Wody mieliśmy pod dostatkiem.

U mnie na zdjęciu odczytałem datę z nagrobka i było napisane 1880-1923, czyli stare to groby...

kundello21 16:48 niedziela, 27 maja 2012
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!