Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:203.54 km (w terenie 111.84 km; 54.95%)
Czas w ruchu:14:44
Średnia prędkość:13.81 km/h
Suma podjazdów:1590 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:33.92 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Jazz, Skała, Ryś

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(1)
Lepiej późno niż wcale - dobrze pasuje mi tu to powiedzenie:) Raz dlatego że przymierzałem się do takiej trasy chyba ze dwa lata, a dwa że w sobotę strasznie nie chciało mi się iść na rower to wymyśliłem że w niedzielę odrobię pańszczyznę:)

Ogólnie to upał... jest, pewnie teraz to był, ale pewnie i tak będzie znów. Wstawać się nie chciało bo mimo otwartych okien, balkonów spanie to był wyczyn tej nocy. Ale udało się, pozbierałem się na 12:D Dobra godzina na rower.

Trasa na jaką padło to znane każdemu Prządki, Królewska Góra, Pasmo Jazowej, Herby i coś po drugiej stronie Wysokiej Strzyżowskiej więc Brzeżanki i inne Kiczory.

Na parkingu w Czarnorzekach byłem przed 14. Chwilę ogarniawki i równo o drugiej start. Dobrze że czekają mnie lasy bo w ten upał ledwo da się funkcjonować.

Przez Prządki przeleciałem jak huragan. Byłem tam tyle razy że tylko kątem oka spoglądałem na skały a raczej skupiałem się na drodze. Prządki jechałem raz. Od drugiej strony i od tej co dziś podobało mi się bardziej. Cały czas da się jechać z małą walką pod koniec ale da się:) Ludzi trochę porozganiałem ale musiałem mieć prędkość na niektóre podjazdy:)

Za Prządkami zjazd czarnym do Odrzykonia. Kiedyś WPROWADZAŁEM tam rower. Więc przed wjazdem myślałem że będę go sprowadzać. Ale tam jest miazga:D Hardkory non stop. A ścianka pod koniec to nadaje się na Beskid:) Raz wjechałem między drzewa które były za wąskie na kierownic,ę a dwa razy zeskoczyłem z roweru gdyż bliżej mu było do pionu niż poziomu:) Zabawa konkretna:)

Pod zamkiem kilka fotek, kilka klipów do filmu i w drogę na niebieski szlak.


Zamek w Odrzykoniu


Jedna ze skał w Prządkach

Najpierw asfalt i potem się zaczęło:) Teren jak z Beskidu. Trochę prowadzenia bo jednak kryzys nie minął i musiałem się najpierw rozjeździć. Szlak jest przedobrze oznakowany i w dobrym stanie. Na szczycie Królewskiej Góry wpisuję się do zeszytu i zostawiam nieinteraktywnego linka do bloga:) A może ktoś zajrzy?:)


Szczyt jest 10m po lewej od roweru:)


Dziękuję było miło:)


Tag:)

Późniejsza droga zlewa mi się w całość. Mogę tylko napisać że byłem mega podjarany wyborem trasy i zaskoczony jej urozmaiceniem. Ścianki, szybkie przejazdy po wierzchu pasma, kamienie, korzenie, zakręty... najlepiej jak się łączy ze sobą kilka z tych cech:) Tak wygląda Pasmo Jazowej. Bajka.

W Rzepniku trochę relaksu... czyli asfalt. Na szybkim zjeździe dało się trochę ochłodzić ale nie było tak lekko:) Koło starego kościoła (byłej cerkwi?) w prawo i znów do góry. Rzepnik to dość ciekawa miejscowość, ta stara cerkiew obok której rośnie (chociaż wygląda jakby już miał dość) Dąb będący ciekawym pomnikiem przyrody, stary cmentarz, no i to położenie wśród lasów i górek:)


Samotny pomnik


Trochę asfaltu i cienia

Dalsza część niebieskiego szlaku jest nadal ciekawa. Między Łysą a Spaloną z małej polanki można dostrzec szczątkowe widoki na północ. Widać Łętownie, Wysoką Strzyżowską i... czerwony biurowiec na ul. Geodetów:) Zaskoczenie niezłe jak na taką odległość:) Jak składałem sprzęt obok mnie przejechała para rowerzystów. Coś nowego na szlakach niedalekich Rzeszowa:) Rzadko się kogoś spotyka.


Stawy w Dobrzechowie


Łętownia i kawałek stoku narciarskiego w Strzyżowie


Rzeszów

Mijały kolejne kilometry, szlak się nie nudził, a tu nagle gdy trochę się przerzedziło na południe zobaczyłem jakąś hardkorową burzę. Dalsza wycieczka pod znakiem zapytania. Nie chciało mi się moknąć ani też rezygnować w połowie. Przed wjazdem na Herby miałem podjąć decyzję.

Jak zatrzymałem się na szutrówce przed Herbami nad głową było widać zbijające się masy chmur. Ale po przekalkulowaniu wyszło że przejazd przez Herby to tylko 3km więc dużo mi to nie zajmie:)

Na Herbach też kiedyś byłem. Jechałem w odwrotnym kierunku. W tym na zachód więcej się jedzie, prowadziłem rower tylko pod tą największą skałę. Tam to trzeba być cyborgiem żeby wjechać. Same Herby to poezja:) Skały, raz w górę, raz w dół, singiel do którego nie da się przyczepić. A ostatni zjazd na który kiedyś kląłem prowadząc rower do góry da się ominąć drogą biegnącą 5m obok hehe. A nawet ta droga która kiedyś była zasyfiona dzisiaj była w niezłym stanie, pewnie wtedy deszcz ją przeorał.


Widok z końcówki zjazdu

Gdy już dotarłem do asfaltu i tak jechałem w kierunku sklepu okazało się że w bukłaku jest susza! 30 stopni, słońce, rower, wykatowany organizm a ja nie mam co pić... Sklepy pozamykane a ja zdycham. Już miałem wracać jak najszybciej do auta ale udało się. Groszek do 20! :) władowałem w siebie prawie 1,5L płynów na raz i w drogę. Chmury burzowe które tak straszyły rozdmuchały się i był relaks. W takim wypadku podjąłem decyzję żeby jechać na Kiczorę ale zrezygnowałem z Brzeżanki.

Zamiast główną drogą lecącą przez Wysoką Strzyżowską jechałem jakąś równoległą po drugiej stronie rzeczki. Trochę się zdziwiłem bo na początku była to droga szutrowa, co innego niż pokazywała mapa. No ale po chwili wjechałem na nowy asfalt. Co się okazało droga biegnąca w kierunku Kiczory nie była szutrowa tak jak to mapa pokazuje:/ No nic chociaż widoki ładne:)


Pasmo Jazowej raz


Pasmo Jazowej dwa

Przed samą Kiczorą trochę szutru i po chwili ostry długi podjazd fajną drogą leśną. Już trochę byłem słaby ale jechało się równo i fajnie. Po lekkim nieogarze z kierunkiem jazdy po chwili dojeżdżam do drogi z zielonym szlakiem. Miała mnie doprowadzić do czarnego który biegnie przez Kiczorę do Węglówki. Gdy dojechałem do skrzyżowania szlaków i zrobiłem sobie krótki postój nagle, tak z 30m obok mnie coś wstało z drogi i na pełnej wbiegło w krzaki. Zdążyłem to jeszcze zobaczyć i trochę mnie zamurowało. Takiego mruczka to ja jeszcze nie widziałem. Na początku trochę szok ale jak w domu popatrzyłem na fotki w necie, porównałem i mi wyszło że to Ryś! Potem jechałem obok miejsca w które skoczył i patrzyłem w krzaki czy go tam nie ma, nie skumałem że może wlazł na drzewo jak to kot bo jak uciekał to tylko sekundę go było słychać:) Musiał wleźć na drzewo kitiket skubany:)

Po przygodach z Podkarapckim Zoo ruszyłem na Kiczorę! Jamną mógłbym powiedzieć! Ale tam gnój, syf, kałuże i błoto. Nieumiejętnie zasypane gałęziami. Widać że ktoś z tym walczy bo porobione są odpływy z kałuż ale to nic nie daje. MASAKRATOR! Na szczęście to tylko niecały kilometr. Ufff. Dalej tylko szybki błotnisty zjazd który na mapie wyglądał groźniej:).

Po dojechaniu do asfaltu kierunek parking. Tam po krótkim namyślunku stwierdziłem że jadę obadać punkt widokowy za wyciągiem w Czarnorzekach. Widoczność była słaba ale przestrzeń i widok jest przezajebisty. Jeszcze tam wpadnę przy lepszej widoczności:) Po obadaniu miejscówki powrót na parking i koniec wycieczki.



Widok na Beskid Niski i Krosno

PS. Licznik wybił ponad 2000km w tym roku:)

PS 2. Fotki z obiektywu 500mm słabej jakości bo raz że nie miałem statywu a dwa że Picasa zjada jakość.

Obowiązkowo 720p:)

Jaka Bania!

Wtorek, 24 lipca 2012 · Komentarze(0)
No w końcu jakiś udany dzień rowerowy:) Mimo dwóch dni po 3 godziny jazdy na rolkach, mimo rozjebki prawej ręki jechało się dziś fajnie. Wróciła moc, kondycha i zajawka na kręcenie.

Dzisiaj trochę wschodnich terenów! Koło 18:45 wyjechałem z Tomkiem spod zapory w kierunku Przylaska. Koło Żwirowni pełno ludzi, tłoczno i mało miejsca - jak najszybciej trzeba było to przebrnąć. Dalej asfalt i małe rozczarowanie... Na podjeździe do Przylaska asfalt podciągnięty aż do granicy miasta:/ Szkoda, kolejna droga której należy unikać. W samym lesie trochę na czuja pojechaliśmy jakąś drogą której w życiu nie jechałem. Spoko teren aż do skrzyżowania na którym żółty szlak odbija w prawo. Dalej polami do czarnego szlaku którym pojechaliśmy w kierunku Błażowej. Po drodze jakaś fotka bo wpis bez fotki wpisem jest ubogim:)


Wilcze w tle.

Niestety fotki robione telefonem gdyż w aparacie wtyk od USB postanowił się urwać i wpaść gdzieś do środka obudowy:) Czekam na jakiś magiczny czytnik kart za 8.99:)

Na czarnym szlaku standardzik chociaż serpentyna w lesie została chyba oczyszczona i trochę utwardzona. Pamiętam że kiedyś leżały tam setki badyli i innego ścierwa. Teraz jest dość przyjemnie i jechało się na pełnej. Na podjeździe moje nerwy testowała chmara bąków, nie powiem że dużo nie brakowało do ogólnego wkurwienia ale po przyśpieszeniu nawet trochę im dało się uciec. Już mnie ręka bolała od odganiania się od tego syfu. Następnym razem wezmę taką paletkę która razi owady:) Będzie ostry pogrom!

Z czarnego szlaku odbiliśmy w prawo za kapliczką tuż przed zjazdem do Błażowej. Nowość dla mnie ale też miłe zaskoczenie. Ładna droga polna, nie jakaś zarośnięta trawą, ciągnąca się długo grzbietem górki.


Zachód

Przed samym zjazdem jedno z wielu rozczarowań z powodu braku aparatu. Zachód był dziś mega dobry i słońce było widać aż do zniknięcia za górkami. Po zjeździe było jeszcze kilka fajnych akcji do sfotografowania:) Bocian-akrobata, Bizon jedzący zboże i inne takie.

Nie mogło też zabraknąć odwrotów z krzaczorów gdy nagle urywała się droga. Może to i lepiej gdyż znaleźliśmy zajebisty zjazd w rejonie przysiółka Bania w Straszydlu. Długa leśna droga z wybojami, czasem ostrymi momentami i dość ciasnymi zakrętami. Co prawda wpadliśmy bez zapowiedzi do kogoś na podjazd ale miła pani powiedziała że nic nie szkodzi i chciała nam nawet otwierać jakieś szlabany:)

W Straszydlu krótki postój w sklepie i długi podjazd asfaltem do Przylaska. Miała być szutrówka ale tu też dotarli panowie drogowcy z asfaltem. Co raz mniej szutrówek zostaje w okolicy:/ Z Przylaska zjechaliśmy drogą biegnącą koło leśniczówki. Fajny jest moment kiedy wyjeżdża się zza garbu i jedzie się w kierunku rozświetlonej doliny w której leży Rzeszów. Dobre ujęcie do jakiegoś filmu by tu było:) Sam zjazd dał nieźle popalić gdyż kolejny raz na nim tak mnie wytłukło że miałem skurcze w dłoniach:)

Powrót to już szybka akcja asfaltem przez Budziwój.

Mapy nie będzie bo bateria była słaba.

I znów ta Grochowiczna

Sobota, 21 lipca 2012 · Komentarze(0)
Pogoda dosyć jesienna nam się zrobiła i do 14 z minutami padało. Nie wyszedł żaden wyjazd w dalsze tereny ale trzeba było cokolwiek się poruszać.

Wybyłem przed 17 na ustawkę z Tomkiem. Plan był pojeździć po Grochowicznej i pokręcić jakieś filmy z jazdy błotnej. Klipów nie nagraliśmy żadnych ale za to pojechaliśmy jakąś nową dróżką wzdłuż tej szutrowej z Lutoryża. Potem pokręciliśmy się w pobliżu opuszczonego gospodarstwa. Tereny w rejonie potoku są na prawdę ciekawe. Można tam wytyczyć kilka ciekawych tras, ale na to trzeba czasu, poświęcenia i jeszcze raz pieniędzy:) Potem pojechaliśmy szukać jakiegoś posążka na środku byłego stawu. Trochę błądziliśmy i dopiero po chwili przypomniałem sobie że coś o tym jest wspomniane w opisie Żółtego Szlaku Dookoła Rzeszowa. Szybkie google, i już mniej więcej wiedzieliśmy gdzie szukać. Zostawiliśmy rowery i poszliśmy szukać stawów z buta. Po chwili błądzenia są... co najlepsze chwilę wcześniej jechaliśmy bardzo blisko nich:) Kilka fotek i poprzez błotne leśne drogi wyjechaliśmy z lasu. Krótka przerwa w sklepie i jakimiś polami do Rzeszowa.

Dzisiaj było jakoś bez sił i bez zajawki. Pod górkę jechałem z przymusu a z górki nie chciało mi się nawet dokręcać:)

Propsy dla G.R.O.

Środa, 18 lipca 2012 · Komentarze(1)
Wróciłem z obozu. Trzy tygodnie bez roweru... I bez innych zajawek typowo ruchowych. Trochę pożeglowałem i pojeździłem na rowerze ale to nie taka dawka jaka pozwoliłaby utrzymać kondychę:)

W czasie gdy mnie nie było w Rzeszowie otwarto skatepark... Tyle lat na to czekałem wraz z innymi kumplami od rolek... Przemasakryczna miejscówka (chociaż nie ma rampy!), szkoda że tak późno ale i tak jest zajebiście:) No i właśnie o ten skatepark się rozchodzi... Jak na razie to mógłbym tam zamieszkać i jeździć i jeździć. Ciężko to pogodzić z innymi sprawami co dzisiaj pokazało mi dobitnie, ale o tym pod koniec:)

Z rana 3 godziny rolkowania bez przerwy, skatowało nogi strasznie... a wieczorem pomyślałem że warto wyskoczyć na rower. Od prawie miesiąca czytałem i słuchałem różnych legend o jakże ciemnej stronie Grochowicznej. Górka będąca mekką rzeszowskich rowerzystów podobno skrywa jakieś tajemne super zjazdy. W końcu chciałem to zobaczyć:)

Ustawiłem się z Tomkiem koło 18:30 pod Realem. Pojechaliśmy jakimiś dziwnymi drogami. Jakby ktoś mi kazał wrócić z nich do domu to bym błądził jak dziecko we mgle. Kilka momentów mnie zaskoczyło i jechało się spoko... chociaż sił mało. Poznałem tylko rejon krzyża w Niechobrzu i tyle... resztę mogę odczytać z Endomondo:) Dalej za krzyżem już znajome tereny... zbliżaliśmy się do G.R.O. Jej magiczna siła i czarne moce najpierw przebiły mi dętkę. Jakiś kolec z rośliny rosnącej tylko w tych rejonach znalazł się w mojej oponie. Szybka wymiana i... za szybkie ściąganie pompki z wentyla. Udało mi się wyciągnąć wentyl z dętki razem z pompką:) Cała operacja od nowa. Dobrze że wożę ze sobą dwie dętki, to jeszcze nauczka z czasów jak Tomek zrobił podobną akcję co ja, tylko że on nie oczyścił opony. Gówno się zdarza! Dalej to już całkiem nieznane mi tereny. Siła magii Grochowicznej osłabiła moc w mojej lampce, zakłóciła fale w telefonie co urwało nagrywanie trasy. Pamiętam jak przez mgłę fajny zjazd przez las po patykach, korzeniach rowach. Był też podjazd który miał mnie sprowadzić na ziemię ale oparłem się tej mocy nieziemskiej. Dalej to już znany szuter na szczyt skąd kolejny zjazd. Lepszy, szybszy, po prostu fajny. Szkoda że nie za dnia:) Kręto, korzeniasto i błotniście - lubię! Niestety siła nieczysta powaliła jakieś drzewo na środek szlaku co nie pozwoliło na dokończenie zjazdu. Pojechaliśmy jakąś alternatywą wzdłuż lasu. Dalej asfaltem zjazd do Lutoryża i przez Boguchwałę i Zwięcycze do dom. W Boguchwale musiałem zarządzić przystanek gdyż G.R.O. pozbawiła mnie wszelkiej mocy. Gdyby nie zakupiona Milka to pewnie do domu wróciłbym jutro...

Morał po dzisiejszym dniu... albo rolki albo rower... Jednego dnia to nie idzie w parze:) To nie 2007...:)



Przewyższenie na oko:)

Do Silic

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(0)
Dalej obóz i dalej jazda z konkretną ekipą. Tym razem plan był taki. 7 rowerów + 4 kajaki. Jechałem z ekipą rowerowców a druga ekipa płynęła w to samo miejsce kajakami. Po dojechaniu i dopłynięciu zamiana miejscami i powrót innym środkiem transportu. Sama jazda terenowa;)
Piach, las, łąki, jeziorka, lekkie wzniesienia i zjazdy. Fajne te tereny ale jednak na dłuższą metę za płaskie. Dzieciaki ostro naginały i tempo jak na ich wiek było okej:) Nie obyło się bez wywrotek, zakopania w piachu albo zatrzymania na środku kałuży i utopieniu butów:) Ale przygoda musi być. Pogodę też mieliśmy każdą. Słońce, deszcz, wiatr. Kilka awarii też się zdarzyło. Dzieciaki potrafią wykonać niemożliwe rzeczy. Obkręcić kierownicę w góralu o 360 stopni i owinąć pięknie linki dookoła rury sterowej :)



Po Klewkach

Wtorek, 3 lipca 2012 · Komentarze(2)
Jako że teraz mam małą przerwę od roweru to napiszę taki wpis który wyjaśni dlaczego:) Jestem na obozie sportowym, zajmuje się żeglarstwem ale też czasem robię inne rzeczy w tym jeżdżę z dzieciakami na rowerach:)

I tak... Z ekipą 8 osób ustawiłem się o 19 pod garażem z rowerami. Jeden dzieciak był za mały na rower i poszedł ogarniać inne sporty. Z pozostałymi ogarneliśmy się pod ośrodkiem i ruszamy. Najpierw po betonowych płytach, tempo jest mocne, każdy szarżuje:) Z betonowych płyt zjeżdżamy do lasu, takiego jak w Borze. Jest piach, kręci się coraz gorzej. Franek łapie glebę. Ogarniamy się i drzemy dalej wśród pięknego lasu. W pewnym momencie moja specjalność - krzaki... odwrót. Znajdujemy ścieżkę którą dojeżdżamy do betonowych płyt. Hugo jedzie wolno, pomagam mu zmienić przerzutkę. Ogień przez las, pierwszy zjazd, są kałuże i grząski piach. Dzieciaki mega zasuwają i się bawią. Ekipa Rysia jest na prawdę konkretna i ostro drze pod górkę po piachu. Robi się późno więc szukam drogi powrotnej. Gdy dzieciaki czekają na mnie wjeżdżam sprawdzić drogę i urywa mi się pedał - miazga. Całą drogę powrotną jadę na jednym, zerwał się gwint. Pod ośrodkiem meldujemy się o 20:30. Wszyscy zadowoleni:) Ja jeszcze jadę nad jezioro pomóc z łódkami. Tereny są spoko, taki pofałdowany Bór:)







":)"