Bieszczady - Od Riabej Skały po Okrąglik
Wpis u Tomka.
Kolejna sobota i kolejny wypad w dalsze tereny. Udało się doprowadzić do skutku wyjazd planowany rok temu:) Pogoda siadła idealnie, nie tylko w dniu wyjazdu ale przez cały tydzień przed prażyło słońce co pozwoliło pojeździć bez taplania w błocie po kolana.
Pobudka o 5 (poświęcenie!:P) pakowanie gratów i o 6 jestem już u Tomka. Szybki rekonesans czy wszystko jest i w drogę. Pogoda była zamówiona lecz od Babicy aż do Leska jechaliśmy w mega mgle. Rozkmina - jak z rana jest mgła to później może być burza?:) Na miejscu, czyli na parkingu z 2km przed Cisną jesteśmy chwilę po 8.
Żaba samotna na parkingu.
Już od początku słońce i wszechobecna zieleń robiła robotę:)
O samej Trasie, obejmuje najwyższe legalnie dostępne szczyty Bieszczadów (mapka na dole wpisu). W tamtym roku dorwałem gdzieś, już znany każdemu artykuł w BB o Bieszczadzkim singlu. Zainspirowany pojechałem w trochę krótszą trasę obok tej o której mowa lecz podobna technicznie i widokowo. Sprawdziłem tamte tereny przed ruszeniem we właściwą trasę:) Jechałem z Okrąglika na Jasło i czerwonym do Cisnej. Trasa miała z 20km ale jak na moje nieogarnięcie i jazdę samemu była OK. Krótka relacja w filmie. W trasie z BB nie podobało mi się to że autor jechał ją w kierunku wschodnim, czyli w kierunku w którym rosną wysokości szczytów. Ja planując trasę postanowiłem to odwrócić i pojechać do Wetliny wspiąć się jakoś na Riabą Skałę i potem na zachód granicą. Więcej jazdy.
Chwilę przed 9 byliśmy już w drodze:) Na początku trochę chłodnawo lecz po ostatnich upałach taka pogoda to była ulga. W Cisnej na skrzyżowaniu w lewo i zaraz w prawo na dawne torowisko kolejki. Niech nie zwiedzie was oznaczenie na mapach tej drogi jako asfaltowa. Myślałem że początek taki będzie. Jednak droga była na początku asfaltowo-szutrowa a potem już tylko ukochany szuter:) Droga wije się malowniczo raz w górę raz w dół po stokach pasma w którym leży Jasło, Małe Jasło, Rożki. W pewnym momencie na odcinku około 3km na drodze leżały świeżo położone kamienie. Pewnie przygotowanie do utwardzania drogi ale nam to przypominało kamienie jak na prawdziwym torowisku:) Duże i luźne, prędkość na takim podłożu rzadko dochodziła do 10km/h:) Już były plany wcześniejszego opuszczenia tej drogi lecz to był tylko chwilowy sprawdzian dla psychiki i nóg;) Na wysokości Smereka opuściliśmy tę drogę i wśród maszyn do zrywki drewna zjechaliśmy asfaltem do Obwodnicy Bieszczadzkiej. W trakcie drogi przed nami non stop na widoku połonina Smereka, piękna jazda:) Obwodnicą podjechaliśmy kawałek do Wetliny gdzie wbijamy się na żółty szlak. Wiem że istnieje możliwość podjechania drogami leśnymi na Paportną jednak nie chciało nam się tam brodzić na drogach rozjeżdżonych przez sprzęt leśny.
Żółty szlak przywitał nas miło. Planując trasę byłem przygotowany że na rower wsiądę dopiero gdzieś w rejonie Paportnej:) Na początku stromy podjazd nowiutkim asfaltem (dojazd do nowych domków) na końcu którego pierwsze wspaniałe widoki.
W lewo.
W prawo. Smerek i Hnatowe Berdo.
Dalej już za domkami zaczyna się terenowa przygoda:) Wjazd na łąkę a potem już mozolna wspinaczka. Szlak tutaj jest dość rozjechany i w poprzek leśnicy postawili bandy z drzew które mają za zadanie zatrzymywać spływające błoto. Ja zarzuciłem rower na ramię i wyniosłem go aż do normalnego szlaku a Tomek musiał się trochę napracować gdyż jemu jest ciężko wbić rękę w trójkąt jak się ma te amortyzatory i inne takie:) Swoją drogą jak dobrze zarzuci się rower na szelkę od plecaka mogę tak iść i iść... Super sprawa:) Po kilkudziesięciu metrach w solidnym pionie zaczyna się już łagodniejszy szlak. Tutaj ucinam krótką pogawędkę z turystami ze Śląska:) Życzą powodzenia i gnamy dalej. O dziwo dało się jechać! Byłem nastawiony na prowadzenie ale było w porządku. Było też suchutko co pozwoliło podjeżdżać po kamieniach. Jazda po takich szlakach to jest poezja, nie ruszone przez technikę, ładnie wydeptane i bez syfu:) Po chwili lądujemy na Jaworniku, bariera 1000m n.p.m. przekroczona:) Tutaj krótka przerwa na jabłko i wodę.
Od tej pory aż do Riabej Skały jechaliśmy wzdłuż granicy BdPNu.
Tak wyglądają idealne szlaki:) To drzewo w poprzek to tylko mały incydent ogólnie jest czysto i przejezdnie.
Dalej żółtym szlakiem... czyli raz w dół raz w górę, większość w siodle. Nie brakowało technicznych zjazdów po kamieniach i podjazdów na młynku. Najgorzej było przed podejściem pod Paportną. Pamiętałem to podejście jak byłem tutaj w tamtym roku pieszo. Prawie pion, syf, luźne kamienie i powalone drzewa... Była ostra przeprawa:) No ale w końcu docieramy na pierwszą porośniętą paprociami polankę.
Tuż po wyjściu z lasu. Dało się jechać ale nie było jak złapać tchu po tej ściance:)
Na drugiej, tej położonej wyżej pokazały się pierwsze szersze panoramy.
Widok na północ
Zielono mi:)
Za Paportną w kierunku północnym znajduje się mega dobry techniczny zjazd po kamieniach. Tylko że mniej hardkorowy niż ten na południe:)
Na Riabej Skale, czyli najwyższym ale nie najciekawszym szczycie naszej trasy robimy sobie dłuższą przerwę. Po chwili docierają na szczyt turyści ze Śląska. Trochę poszydziliśmy, pogadaliśmy o rowerach i w drogę. Oni na wschód my na zachód. Swoją drogą, szedłem raz granicą na Wielką Rawkę z Riabej Skały. Mało widokowa i trochę zamulająca dla piechura trasa. Ale satysfakcja przejścia ogromna:)
Rowery na Riabej Skale
Widok na Wyhorlat
Od lewej. Wielka Rawka, Krzemień, kawałek Szerokiego Wierchu, Tarnica. Pod spodem wijący się szlak graniczny w kierunku wschodnim.
Jedziemy na zachód! Niebieskim. Szlak graniczny ma to do siebie że różnice wzniesień między szczytami są małe. Większość trasy jedzie się w siodle i czasem tylko trzeba podprowadzić jak na jakimś podjeździe coś nas wytrąci z równowagi. W odwrotnym kierunku byłoby więcej prowadzenia... Po kilkudziesięciu metrach wyjeżdżamy z lasu. Przed nami ukazuje się połonina Dziurkowca. Coś wspaniałego. Zieleń, widoki, a przed nami wąską ścieżka ciągnąca się przez całą połoninę.
Widok z Dziurkowca w kierunku Płaszy (po prawej kawałek połoninki)
Przed nami zjazd. Nawet nie będę opisywać poziomu podjaru po zjeździe bo jest nie do opisania:) Banan od ucha do ucha:) Mimo gleby którą zaliczyłem wjeżdżając kołem na jakąś kępę trawy (niestety trzeba się ogarniać bo szlak leci w takim małym zagłębieniu i trzeba prowadzić koło idealnie po środku) było mistrzowsko. Gleba jak gleba... w sumie przeleciałem przez kierownicę ale SPDy jakoś wypiąłem i po prostu pobiegłem dalej:) Z resztą jest film:) Rower zahaczył o udo i lekko rozciął. Już na końcu połoniki robimy postój na opatrzenie ran i fotkę zjazdu od dołu.
Dziurkowiec
Dalej las, czasami jakieś małe polanki na których wokoło szlaku rośnie jakaś roślina z dużymi liśćmi. Czasem jazda na wyczucie bo nie widać co jest pod kołami ale jest przepięknie. Po drodze wbijamy na Słowację 10m od szlaku gdyż jak znak pokazuje jest tam źródełko.
Woda była tak zimna że nie szło dłużej trzymać w niej ręki:) W taką pogodę zbawienie. Gdybym wiedział że takie źródełko tu jest nie brałbym 3.5L wody ze sobą:)
Po kilku km docieramy do Płaszy. Kolejny widokowy szczyt.
Kawałek Wetlińskiej i kawałek Caryńskiej.
Jasło
Słowacja
Dziurowiec i mały podgląd na to jak wygląda szlak w tym miejscu:)
Za Płaszą miejsc z widokami brak ale rekompensuje to szlak. W górę w dół, po kamieniach, po małych zarośniętych polankach i dzikość... Spotkaliśmy tylko dwójkę turystów. Wielce zdziwieni czasem przejazdu po niecałych dwóch godzinach docieramy na Okrąglik. Czas dla pieszych to 3,5h. Na górze para turystów z którymi pogadaliśmy chwilę i dłuższa przerwa. Rozłożyliśmy kuchenkę narobiliśmy żarcia i podziwialiśmy widoki na południe jedząc kociołki:)
Turystka: "O! Na Jasio 20 minut!" :)
Po przerwie my też ruszamy na Jasio:) Jasło tak dokładnie. Ale tylko tam, by zaraz wrócić na Okrąglik. Taki miałem plan gdyż to małe "zboczenie" ze szlaku a warto dla widoków!
Singielek na Jasło
Mini panoramka na Połoninę Wetlińską. Spieprzyłem resztę fot dookolnej panoramy więc tylko taka. Link do Picassy: Opcja lupa:)
Wróciliśmy na Okrąglik by zjechać do Przełęczy nad Roztokami. Jak ktoś będzie jechać w tym kierunku co my a nie zna szlaku to ostrzegam:) Od razu spod szczytu jest stromo z kamieniami. Niezła zabawa:) Dopiero na dole jak dojechał do mnie Tomek powiedziałem mu że faktycznie przypominają mi się takie trzy momenty na tej krótkiej trasie:) Pierwszy był za nami. Na drugim było trochę łagodnie ale kamienie ostro biły po ramie:) Kilkaset metrów dalej. Na jakiejś polance Tomek wygrał na loterii :). Wkręcił mu się niezły badyl w kasetę i wygiął tak przerzutkę że minimalny obrót korby albo koła dalej i byłoby po zabawie... Potem okazało się że jednak coś przeskakują biegi ale dopiero koło auta zobaczył że przysunęła się przerzutka na haku i po ustawieniu było już OK:) Dalej przed nami był trzeci hardkorowy zjazd. Ja gdzieś byłem lekko z przodu i znów nie miałem jak ostrzec Tomka:) Kręto wąsko z dziurami po bokach szlaku:) Jeden ze stromych odcinków kończy się ostrym skrętem w prawo... jadąc na wprost lądujemy kilka metrów poniżej:) Poczekałem chwilę na Tomka i wyjechał, tarcze strzelały z gorąca a Tomek po nagłym przypływie adrenaliny zasypywał mnie gradobiciem propsów na temat tego mega zjazdu:) Konkretne zakończenie!:D
Widok na Słowację z Przełęczy nad Roztokami. Do samej przełęczy prowadzi asfaltowa droga raz lepsza raz gorsza:)
Była godzina 16. Dalej był plan jechać granicą do Balnicy przez Rypi Wierch, Stryb, Czerenin ale stwierdziliśmy że wystarczy wrażeń:) Jeszcze coś by popsuło nam tak udaną trasę. Zostawiliśmy to sobie na kiedyś. Myślę że i tak dużo nie straciliśmy bo zbyt widokowa trasa nie jest.
Wybraliśmy alternatywna opcję by nie zjeżdżać asfaltem do Cisnej. Za schroniskiem w Roztokach skręciliśmy na zachód w leśną drogę. Tutaj przekonaliśmy się że to był dobry wybór bo na pierwszym podjeździe po szutrze brakowało przełożeń i na młynku już ledwo kręciliśmy:) Niezła pompa. Nawierzchnia była różna. Najwięcej szutru, trochę małych kamieni, trochę dużych luźnych i pod sam koniec asfalt. Przejeżdżaliśmy przez dawne tereny wsi Solinka ale wg tablicy informacyjnej nie było tam nic ciekawego to nie zaglądaliśmy. Za Solinką widać przygotowania do asfaltowania szutru:( Niestety. Co zrobisz... wszystko asfaltują:/ Trasa biegnie wzdłuż torów kolejki wąskotorowej ale nie trafiliśmy na przejazd ciuchci:)
Dalej powrót z miejscowości Żubracze co Cisnej. W Cisnej postój w sklepie. Uzupełnienie cukrów i króciutki podjazd do parkingu. Zbieraliśmy się w żółwim tempie bo chyba z godzinę:) W Sanoku obowiązkowo Mak koło którego nigdy nie przejeżdżam obojętnie wracając z tych terenów i o 21 dom.
Podsumowania nie trzeba, myślę że zdjęcia i opis mówią wszystko:) Polecam tylko tym którzy są przygotowani na noszenie roweru i dają radę na zjazdach w dość trudnym terenie.
Niestety teraz będę mieć trzy weekendy z głowy więc na chwilę stopka z wyjazdami sobotnimi. Ale potem szykują się kolejne konkrety:)
Film z wypadu:
Oczywiście polecam a nawet nalegam na 720p:)