Propsy dla G.R.O.
W czasie gdy mnie nie było w Rzeszowie otwarto skatepark... Tyle lat na to czekałem wraz z innymi kumplami od rolek... Przemasakryczna miejscówka (chociaż nie ma rampy!), szkoda że tak późno ale i tak jest zajebiście:) No i właśnie o ten skatepark się rozchodzi... Jak na razie to mógłbym tam zamieszkać i jeździć i jeździć. Ciężko to pogodzić z innymi sprawami co dzisiaj pokazało mi dobitnie, ale o tym pod koniec:)
Z rana 3 godziny rolkowania bez przerwy, skatowało nogi strasznie... a wieczorem pomyślałem że warto wyskoczyć na rower. Od prawie miesiąca czytałem i słuchałem różnych legend o jakże ciemnej stronie Grochowicznej. Górka będąca mekką rzeszowskich rowerzystów podobno skrywa jakieś tajemne super zjazdy. W końcu chciałem to zobaczyć:)
Ustawiłem się z Tomkiem koło 18:30 pod Realem. Pojechaliśmy jakimiś dziwnymi drogami. Jakby ktoś mi kazał wrócić z nich do domu to bym błądził jak dziecko we mgle. Kilka momentów mnie zaskoczyło i jechało się spoko... chociaż sił mało. Poznałem tylko rejon krzyża w Niechobrzu i tyle... resztę mogę odczytać z Endomondo:) Dalej za krzyżem już znajome tereny... zbliżaliśmy się do G.R.O. Jej magiczna siła i czarne moce najpierw przebiły mi dętkę. Jakiś kolec z rośliny rosnącej tylko w tych rejonach znalazł się w mojej oponie. Szybka wymiana i... za szybkie ściąganie pompki z wentyla. Udało mi się wyciągnąć wentyl z dętki razem z pompką:) Cała operacja od nowa. Dobrze że wożę ze sobą dwie dętki, to jeszcze nauczka z czasów jak Tomek zrobił podobną akcję co ja, tylko że on nie oczyścił opony. Gówno się zdarza! Dalej to już całkiem nieznane mi tereny. Siła magii Grochowicznej osłabiła moc w mojej lampce, zakłóciła fale w telefonie co urwało nagrywanie trasy. Pamiętam jak przez mgłę fajny zjazd przez las po patykach, korzeniach rowach. Był też podjazd który miał mnie sprowadzić na ziemię ale oparłem się tej mocy nieziemskiej. Dalej to już znany szuter na szczyt skąd kolejny zjazd. Lepszy, szybszy, po prostu fajny. Szkoda że nie za dnia:) Kręto, korzeniasto i błotniście - lubię! Niestety siła nieczysta powaliła jakieś drzewo na środek szlaku co nie pozwoliło na dokończenie zjazdu. Pojechaliśmy jakąś alternatywą wzdłuż lasu. Dalej asfaltem zjazd do Lutoryża i przez Boguchwałę i Zwięcycze do dom. W Boguchwale musiałem zarządzić przystanek gdyż G.R.O. pozbawiła mnie wszelkiej mocy. Gdyby nie zakupiona Milka to pewnie do domu wróciłbym jutro...
Morał po dzisiejszym dniu... albo rolki albo rower... Jednego dnia to nie idzie w parze:) To nie 2007...:)
Przewyższenie na oko:)